sobota, 14 czerwca 2014

Chapter 11

-Zabiję Cię.  - usłyszałam zachrypnięty głos, który wywarł u mnie pisk. Poczułam, jak coś dotyka mojej głowy. Po chwili zorientowałam sobie, że nie ma w tym odrobiny żartu..
-Zostaw mnie! - krzyknęłam na tyle głośno, na ile byłam w stanie. Dostałam za to z pięści w nos. Zabolało. Poczułam wypływający płyn, który powoli spływa do moich ust. Smak krwi zawitał w moich ustach.
-Zamknij się szmato! Zabiję Cię! -zaczęłam się trząść ze strachu. Ten głos wydaje się taki znajomy, tak przerażająco znajomy. Stałam tyłem do postaci, która właśnie chce mnie zabić, więc nie mogłam zobaczyć twarzy. Pomocy.
-Przecież Cię nie doty.... - do pokoju wszedł Horan z latarką. Pierwszy raz w życiu cieszę się, że widze tego blond narcyza. Tylko czy on mi pomoże?
-Wyjdź, bo zabiję ją szybciej niż zamierzam! - modliłam się w myślach, żeby w grożącą mi postać jakimś cudem uderzył piorun. Eh czasami warto mieć nadzieję.
-Spokojnie, odłóż broń. - cała się trzęsę, jest ciemno, ktoś chce mnie zabić a Horan stoi bezradny z jedną, marną latarką, czy może być gorzej?
-Nie! Wyjdź, bo Ciebie też zabiję!-  poczułam jak broń bardziej wbija mi się w skronie.
-Proszę zostaw mnie, zrobię co zechcesz, ale zostaw mnie w spokoju. - powiedziałam głośniejszym szeptem.
-Nic nie możesz zrobić jebana księżniczko! - coraz bardziej odczuwalny był oddech postaci na skórze mojej szyi.
-Jeszcze nie czas na to, niech trochę się tutaj pomęczy. Życie jest gorsze niż śmierć. - powiedział blondyn. Czy mi się wydaje, czy on wie o co w tym wszystkim chodzi?! Nienawidzę ludzi.
-Teraz Ci się upiekło, ale wiedz, że wrócę po ciebie. - postać popchnęła mnie, przez co opadłam na podłogę, a sama wybiegła z pomieszczenia. Dziwne, że akurat gdy zniknęła światła się zaświeciły. Oparłam się o brzeg łóżka i schowałam głowę mędzy kolana. Usłyszałam, że drzwi do sypialni zamykają się.
-Zaczekaj! - krzyknęłam do blondyna.
-Hm? - wrócił się otwierając drzwi.
-Ty wiesz kto to był. - powiedziałam pewnie, ocierając łzy z policzków.
-To bez znaczenia. - bez znaczenia? Serio? O co w tym wszystkim chodzi?!
-Jak to bez znaczenia? Mogłam już nie żyć. - powiedziałam ze strachem w głosie.
-Wszyscy kiedyś umrzemy. - pocieszające Horan, ugh jak można być tak bezuczuciowym?!
-Ale nie wszyscy w wieku 18 lat z pistoletu przy skroni Niall! - krzyczałam i płakałam równoczenśnie. Kto aż tak mnie nienawidzi? Amanda? Alex?
-To wyścig ŚMIERCI dziewczynko. - podkreślił słowo "śmierci". Nienawidzę tego słowa, przyprawia mnie o dreszcze.
-Powiedz mi kto to był. - powiedziałam podnosząc się i opierając o ścianę.
-Niech twój Paul Ci powie. - powiedział i posłał mi jeden ze swoich złośliwych uśmieszków.
-Nienawidzę Cię! - krzyknęłam i zsunęłam się po ścianie zakrywając twarz dłońmi.
-A ja Ciebie nie. - i wyszedł, po prostu wyszedł. Nienawidzę go z całego serca. On wszystko wie, jest w to zamieszany. Kto wie, czy on nie planuje mojej śmierci z innymi sojusznikami. On jest taki cholernie tajemniczy. Położyłam się na łóżko, wcześniej zmieniajc opatrunek na ręce, ale mimo wszytstko wiedziałam, że nie zasnę. To zdecydowanie będzie bezsenna noc, w ciągu której będę męczyć się pytaniami "kto?", "dlaczego?" , "czy i kiedy to się powtórzy?" , "co robi teraz mój kochany braciszek i tato?" , "czy jeszcze kiedykolwiek ich zobaczę?" , "co ukrywa Niall?" .

*

Budzik zadzwonił punkt 7:30. Przez całą noc nie zmróżyłam oka, przez co podkowy pod moimi oczami były jeszcze bardziej widoczne niż na codzień. Policzki były podpuchnięte od płaczu, usta popękane, ale dziwnie mnie to nie obchodziło. Wyszłam z pokoju, żeby napić się wody, niestety los chciał, żebym spotkała siedzącego tam niebieskookiego. Wyglądał na zmęczonego a w ręce trzymał szklankę whisky. Czyżby też nie mógł spać w nocy? Eh nie obchodzi mnie to, przynajmniej nie powinno. Marzę, żeby zobaczyć Paul'a i Roxy, aby móc im opowiedzieć o wczorajszym incydencie.
-Nie spałaś. - powiedział Niall, przyglądając mi się, gdy nalewałam wody do szklanki.
-Nie twój interes. - odpowiedziałam zachypniętym głosem, biorąc łyk wody.
-Możesz to przyznać, twoja twarz mówi sama za siebie. Ja też nie spałem. - czyli miałam dobre przeczucia.
-Średnio interesuje mnie corobiłeś w nocy. - najgorzej jest udawać obojętność, przecież obojętność jest gorsza od nienawiści.
-Boisz się wyścigu? - co mam mu odpowiedzieć, "tak Niall, strasznie boję się, że osoba, która była tu wczoraj załatwi mnie na starcie wyścigu, proszę obroń mnie?".
-Czemu tak nagle zaczęła obchodzić Cię moja osoba? Odpuść sobie. - powiedziałam i opuściłam kuchnię. Nie chciało mi się robić makijażu, więc po prostu ubrałam się w odpowiedni strój i wyszłam z apartamentu. Byłam jedną z pierwszych na mecie, więc czułam strach. Strach przed śmiercią.
-Cześć Mel. - obajrzałam się i ujrzałam Roxy. Boże, dziękuję Ci.
-Roxy! - nie zastanawiając się nad niczym, rzuciłam jej się na szyję. Potrzebowałam poczucia wsparcia.
-Co się stało? Wyglądasz strasznie. Nie spałaś całą noc? - wiedziałam, że zada to pytanie, ale potrzebuję wyrzucić to z siebie. Ona i Paul są moimi jedynymi, prawdziwymi przyjaciółmi.
-Więc zacznę od początku... - opowiedziałam jej zdarzenia z wczorajszej nocy i poczułam ulgę, że mogłam się tym z kimś podzielić. Jest mi odrobinę lepiej. Ludzie powoli zchodzili się na metę, tworząc uczucie ciasności.
-Ja pierdole. Spokojnie, wszystko będzie dobrze, będę przy tobie. Horan to dupek. - przytuliłam ją w geście podziękowania. Ona mnie rozumie. W oddali ujrzałam zaniepokojonego Paul'a spoglądającego na mnie, ale gestami dałam mu znać, że opowiem mu potem...jeśli dożyję.
-Cześć dziewczyny. - o proszę, przyszedł blond debil. Odwróciłam się do niego tyłem.
-Ty masz jeszcze czelność przychodzić tu po tym wszystkim?! - krzyknęłą Roxy. Dziękuję, że ją mam.
-Ale... - ruda nie dała mu skończyć. Powinnam się od niej uczyć, jak zachowywać się w stosunku do Niall'a. Ja w porównaniu do niej jestem mięczakiem.
-Spierdalaj. - krótko i na temat. Narcyz musiał odejść.
DO STARTU
O tak ,pierwsza komenda. To tak, jak pierszy krok do śmierci. Wszyscy zajęli swoje motory, te wszystkie miny są przerażające. Jedni są cali w strachu jak ja, a drudzy mają minę typu "zaraz umrzesz złotko".
GOTOWI
Czasami gdy słyczę tą komendę mam ochotę wykrzyczeć "nie jestem i nigdy nie byłam gotowa".
START
I jak zwykle wszystkie motowy ruszyły z piskiem opon. Postanowiłam nie jechać na przodzie, tam jest zbyt niebiezpiecznie, szczególnie dla mnie w tej sytuacji. Serce biło mi niemiłosiernie, z każdą sekundą denerwowałam się coraz bardziej. Nagle zauważyłam coś dziwnego. Motor zawodnika przede mną jechał zdecydowanie za wolno niż powinien, prawie się zatrzymał. Jeden motor z boku go potrącił. Spadł. Następny zawodnik po nim przejechał. Nie wiedziałam co mam robić, to było straszne. Nie mogę zchodzić z pojazdu, aler nawet jeśli bardzo bym chciała to zrobiło się za późno. Usłyszałam znajomy dźwięk, oznaczający śmierć. Kolejna śmierć na moich oczach. Zajechałam na metę będąc w lekkim szoku. Niby powinnam przyzwyczaić się do tego widoku...Horan miał rację, jestem za słaba na ten wyścig. Zeszłam z pojazdu i powitał mnie mój przyjaciel Paul. Przytuliłam go na przywitanie. Kątem oka zauważyłam, że Niall się nam przygląda, ale to chyba żadna nowość.
-Powiesz mi co się stało? - spoglądnęłam w jego zmartwione, pełne troski oczy.
-Ten zawodnik zginął na moich oczach i... - zaczęłam mówić o tym, botak bardzo nie chciałam go martwić zdarzeniem z poprzedniej nocy. Przed wyścigiem myślałam, że jemu będzie mi o tym najłatwiej opowiedzieć. Może to dlatego, że mi na nim zależy....bo zależy, prawda?
-Dobrze wiesz, że nie chodzi o to. Już przed wyścigiem byłaś...wiesz o co mi chodzi. - chyba jednak będę musiała mu o tym powiedzieć.
-Spokojnie możesz powiedzieć, że już przed wyścigiem wyglądałam jak czarwnica. - tymi słowami sprawiłam, że kąciki ust chłopaka uniosły się ku górze.
-Ale piękna czarownica. - teraz to moje usta przybrały uśmiech.
-Zostałabym tylko przy czarownicy. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem.
-Powiesz mi o co chodzi? - wiedziałam, że nie odpuści, ugh nie chcę go martwić.
-Tak, ale nie tutaj. - rozglądnęłam się dookoła, było tu mnóstwo ludzi.
-Może porozmawiamy w ogrodach apartamentowych? - zapytał. Przytaknęłam i udaliśmy się w wyznaczone miejsce.

**

Zajęliśmy jeden ze stolików przy żywopłocie. W ogrodzie nie było nikogo oprócz nas, więc to chyba dobre miejsce na rozmowę, której tak bardzo się obawiam.
-Teraz mi opowiesz? - wzięłam głęboki oddech i przygotowałam się do opowieści.
-Teraz tak. - odparłam i z małymi utrudnieniami opowiedziałam mu tą całą, pokręconą historię.
-I Niall wie, kto  to był? - zapytał ze zdumieniem.
-Chyba tak, ale on twierdzi, że ty też wiesz. - jego oczy przybrały wielkość pięciozłotówek.
-Przysięgam Ci, że nic nie wiem na ten temat. - dlaczego miałabym mu nie wierzyć?
-Wierzę Ci. - odpowiedziałam po krótkiej chwili zastanowienia.
-Nigdy bym Cię nie skrzywdził. - powiedział i położył swoją rękę na mojej.  Uśmiechnęłam się do niego.
-Dzsiaj trening parami, a ja nie mam zamiaru się na niego spóźnić przez Ciebie i twojego kochasia. - tak, zgadliście, to nik inny jak Niall James Horan wypowiedział te słowa.
-Idę! - krzyknęłam do niego i przewróciłam oczami. -Zobaczymy się potem Paul.
-Pamiętaj, ja nigdy bym Cię nie skrzywdził. - był tak bardzo przekonujący. Po prostu nie sposób mu nie wierzyć.
-Wierzę, że nigdy mnie nie skrzywdzisz. - odpowiedziałam i odeszłam. Przecież pan Horan nie będzie czekał.

***

Szłam za blondynem na tor treningowy. Nie odzywaliśmy się do siebie praktycznie przez całą drogę, ale może to i lepiej.
-Ja prowadzę. - powiedział, gdy stanęliśmy przy motorze.
-Niech Ci będzie. - cały czas starałam się uniknąć jego spojrzenia.
-Wiesz gdzie dzisiaj jedziemy na treningu? - czyli jednak będzie podejmował próbę rozmowy ze mną, ugh.
-Nie obchodzi mnie to, chcę mieć to już za sobą. - odpowiedziałam stanowczo i usiadłam z tyłu (niestety) obejmując go w pasie.
-Aż tak mi ufasz? - czy on musi być tak pewny siebie?
-Nie ufam ci. - starałam się brzmieć przekonująco. Czy komuś takiemu jak on można zaufać?
-Kłamiesz. - odpowiedział zaśmiał się. Wiedziałam, że tak będzie.
-Powiesz mi, kto chce mnie zabić? - musiałam zadać to pytanie, choć pewnie i tak nie otrzymam na nie odpowiedzi.
-Prawie wszyscy tutaj. - żartowniś. Prawie śmieszne. Idealnie wymigał się od odpowiedzi.
-Żarcik Ci się wyostrzył. - teraz ja nie powstrzymałam śmiechu. Zawsze śmieję się w najmniej odpowiednich momentach.
-Czy jestem aż taki zabawny? - zapytał ukazując mi swoje idealnie białe zęby.
-Mieszasz się w tłumie. - kurde, wygrał. Podjęłam z nim rozmowę.
-Chyba nie do końca. Tłum jest obojętny dla ludzi, a ja wiem, że nie jestem Ci obojętny. - znowu się zaczyna.
-Masz rację, ja Cię nienawidzę. - chociaż obojętność chyba boli bardziej.
-Wiem, że wcale tak nie jest. - ta jego pewnośc jest męcząca.
-Więc kto był wczoraj wieczorem u nas w apartamencie i chciał mnie zabić. Niall ja pytam serio. - po co się trudzę, przecież i tak mi nie odpowie.
-Powiem tyle, że to bliska Ci osoba. - tego kitu mi nie wciśnie.
-Zostaw Paul'a w spokoju. - to pierwsze co przyszło mi na myśl.
-Czy ja powiedziałem, że to Paul? Chcesz wiedzieć, gdzie jedziemy? - rozmowa o wczorajszej nocy chyba nie ma sensu.
-Chcę. - odpowiedziałam  w końcu.
-To Ci nie powiem. - dzięki blondasku.
-Chamsko. - zaśmiałam się i uderzyłam go w ramie.
-No dobrze, jedziemy na pokaz sztucznych ogni i będzie jakiś filmik z poległymizawodnikami. - nie wiem, czy chcę zobaczyć twarze ludzi, których już z nami nie ma.
-Ok, to jedziemy? - na prawdę wolę mieć to już za sobą.
-Nie poznaję Cię, jeszcze nie dawno piszczałaś, żebym nie odpalał silnika, pamiętasz? - chłopak się zaśmiał. Czy on będzie mi to teraz cały czas wypominał?
-Grabisz sobie, jedźmy już. - na moje słowa ruszyliśmy i nie zatrzymywaliśmy się aż do punktu obserwacji "przedstawienia". Zsiedliśmy i stanęliśmy obok siebie obok barierki. Może powinnam iść do Paul'a? 
-Zaraz się zacznie. - powiedział Niall. Znając życie zacznie się od filmiku z poległymi. Zgadłam.
-Mieli całe życie przed sobą. - szepnęłam do niebieskookiego. To cholernie przykre.
-Niektórzy muszą zakończyć je wcześmniej niż by chcieli. - odpowiedział mi chłopak. Już niedługo ja również zakończę swoje życie.
-Mnie też czeka wczesna śmierć, jestem tylko ciekawa kto mnie zabije. - jedna łza spłynęła po moim prawym policzku. Ku mojemu zdziwieniu Niall ją otarł.
-Wszyscy możemy umrzeć wczesną śmiercią, tu nikt nie zna dnia i godziny. - blondyn ma chyba największe szanse na przetrwanie.
-Ludzie krzywdzą ludzi. - powiedziałam prawie niesłyszalnie.
-Ja Cię nie skrzywdzę. - na te słowa zamarłam, wpatrując się w jego niebieskie tęczówki.
-Już to zrobiłeś. - żeby to było tylko raz...
-Nie rozumiesz niektórych rzeczy i powagi niektórych spraw. Nie rozumiesz wyborów, które trzeba podejmować. Nie znasz tajemnic, które zabierają życie grupom  ludzi. Nie znasz i nie rozumiesz życia. - powiedział i nie oderwał w tym czasie ode mnie oczu.
-No to mi wytłumacz. - szepnęłam, ale zamiast mi odpowiedzieć zasmakował po raz drugi w życiu moich ust. Trochę za nimi tęskniłam, chyba jednak nie jest mi do końca obojętny. Ale czy mogę mu zaufać? Usłyszałam wystrzał fajerwerek. Niall delikatnie oderwał swoje usta od moich i objął mnie ramieniem spoglądając w kolorową stronę nieba.
Już tęsknię za smakiem jego ust.
--------------------------------------------------------------------------------
Hej misiaczki x
Po pierwsz ebardzo was przepraszam (znowu)
Wiem, że długo czekawiście na rozdział, ale moja mama zabrała mi tabletai lapropa, więc moim jedynym dostępem do internetu był telefon, na którym codziennie starałam się coś napisać. Dodaję rozdział 0 23:37 , żeby pokazać wam, jak bardzo mi na was zależy i żeby rodział był jak najwsześniej. Przpraszam za wszystkie błędy.
Jak wrażenia po nim? <3
Proszę, niech każdy, kto go przeczyta zostawi po sobie ślad w komentarzu. Jaki kolwiek, bo chcę zobaczyć czy mam wiernych czytelników, którzy zostają przy mnie po miesięcznej przerwie.
Kocham was <3
Ci co zostali, wiedzcie, że jesteście najlepsi :*
Od wakacji rozdziały będą dodawane regularnie, więc do następnego :)